Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

rału, który mu zastępował kij skautowy, spalony w ogniu podczas zdejmowania zeń kociołków, miał ze swojem ubraniem stale ogromnie wiele kłopotu. Łatał je na każdem postoju zrazu własnymi zapasowymi szmatami, potem zapożyczał się u kolegów, a gdy mu kredyt tam został zamknięty, wycinał kawałek materyi z jednego miejsca ubrania, aby ją wszyć w drugie, bardziej widoczne, lub wymagające naglejszej pomocy. To też spodnie jego przedstawiały, pod koniec wycieczki, raczej widok jakiejś nieregularnej szachownicy, a na każdy sposób nie miały nic wspólnego z ubraniem ludzi środkowej Europy. A i teraz uzupełniał jakąś część garderoby zaimprowizowaną łatą z przemoczonej i zdartej pończochy.
— Gdzie jesteśmy, zawołano zewsząd, gdy się zjawiłem w drzwiach chaty.
Ponieważ jednak nie byłem zupełnie pewny oznaczonego punktu, odłożyłem sprawdzenie go na dzień następny w ten sposób, że postanowiłem, aby jeszcze kilku z nas zupełnie od siebie niezależnie go zbadało, a potem wspólnie przecież jakoś dojdziemy do prawdy i będzie można wytyczyć pochód na dzień następny.
— Nie wiem odpowiedziałem, jesteśmy na ka-

104