Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

żdy sposób panami tego pałacu na tak długo, jak tylko będziemy chcieli.
Na dworze sciemniało się szybko i niebawem zapadła noc cicha, przerywana tylko monotonnym pluskiem deszczu i szumem bezbrzeżnej puszezy. — Było nam tutaj tak dobrze i swobodnie, zwłaszcza po przebytych niedawno zapasach, że poczęliśmy snuć daleko idące projekty dłuższego postoju. Zrobniony jednak przegląd żywności, która mogła nam starczyć na dwa dni jeszcze najwyżej, kazał nam myśleć raczej o możliwie szybkiem dobiciu do miejsc zamieszkałych dla uzupełnienia naszych prowiantów, niż o pozostaniu tutaj.
Szczególnie ząpas cukru był na wyczerpaniu, więc zadysponowałem, aby dziś do kolacyi i na przyszłość wydzielano każdemu po dwie tylko kostki. Samej herbaty mogli pić do woli, mieliśmy bowiem dostateczny jej zapas, ale do osłodzenia musiała wystarczyć wydzielona racya.
Na czarne godziny zostawiłem kilka paczek bulionu. Głód więc nam na razie nie groził, zwłaszcza że Cesiek puszkarz zapewniał kolegów, że sprawność Mausera jest tak znaną u płowych mieszkańców lasu, że żaden z nich nawet nie próbuje ucieczki wobec niezawodnej broni. Cały jednak sekret polega na tem, — aby się zwierz dobrze do strzału ustawił

105