coś w sekowaniu c. k. kolei państwowych. Na miejscu, które już było zajęte przez jakiegoś poważnego obywatela (może i radnego, bo spał całą drogę) Stanisławowa, umieściła się zupełnie wygodnie jakaś Krimhilda w. m. wraz z dwoma wrzeszczącymi bachorami i koszem wiktuałów, w kurytarzyku był tłum, który napróżno usiłował otaksować jakiś przylepiony do ściany podatkowiec, a na ławeczce w górnych regionach, opatrzonej napisem „wyłącznie dla konduktora“ rozłożyła się obozem, zadowolona ze zdobytego miejsca jakaś szanowna rodzina, złożona z ośmiu osób, nie licząc pakunków.
Około godziny 6 wieczorem wysiedliśmy w Jaremczu w stanie takim, jakbyśmy conajmniej przeszli z powodzeniem morze Czerwone. Ale już się zaczęła dla nas niczem nie krępowana swoboda, więc ruszyliśmy ze śpiewem czemprędzej naprzód, tak spieszno nam było rozbić pierwszy obóz w lesie i ugotować pierwszy polowy posiłek.
Przeszliśmy więc szybko przestrzeń do wiaduktu nad Prutem, aby następnie iść już brzegiem potoku Żonka, mającego swe ujście tuż przy wiadukcie. Ale już przy zejściu z gościńca na dobrze utrzymaną ścieżkę, zastąpił nam drogę prawdziwy bojko, domagając się haraczu za prawo wstępu do lasu. Nie pomogło tłumaczenie, że my przechodzi-
Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
9