a gdy gora uzbieranego na noc drzewa była dostateczną, usiedliśmy po raz pierwszy pod własnym namiotem, na którego szczycie powiewała chorągiew z wyszytym białym zygmuntowskim orłem.
Było nam ogromnie dobrze z tą świadomością, że na długie cztery tygodnie zrywamy wszelkie nici wiążące nas z cywilizacyą. Śmiechom i dowcipom nie było końca, a gdy i kucharz wywiązał się ze swego zadania znakomicie, syci i rozbawieni, wśród zasypiającego już powoli lasu, snuliśmy coraz to bardziej awanturnicze projekty na przyszłość, wobec których Don Kiszot pozieleniałby z zazdrości. I tak wśród ogólnego śmiechu i żartów, powstała viribus unitis piosenka ku czci pierwszego dnia naszej włóczęgi:
Popod lasem nad potokiem
Stoi namiot sy...
Noc zapada jak codziennie,
A w namiocie my...
Przed namiotem dwa kociołki,
A w kociołkach czaj...
Ajaj.... jaj.... ajaj.
Ogień rzuca dookoła
Jakiś marny błysk,
Coraz ciemniej, coraz ciemniej,