Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

mich blokach czystego jak kryształ kwarcu, do lodem ściętego jeziora.
Tuż... tuż w ślad za nami staczał się gęsty długi wał mgły, odpoczywając po drodze, lub wyczekując pomocy.
Poniżej zmarzłego jeziorka, była łata płaskiego terenu i tam kierował się nasz pochód już teraz wprost biegiem, gdyż następowały nam na pięty wzrokiem nieprzebite zwały mgły. Wreszcie dopadliśmy upatrzonego miejsca i zaledwie zdołano rozbić pospiesznie namioty, gdy lunął deszcz.
Najgorzej na tem wyszli kucharze, którzy musieli mimo wszystko pilnować już rozłożonego ognia pod olbrzymim blokiem kamieniennym. Byli nimi Adaś i hucuł. Reszta skryła się w namiotach, a Janek, znawca Ido wraz z ryskalidą skorzystali z wolnego czasu, aby urządzić mały hazard, zdobytą je szcze w Ruszpolyanie talią t. zw. „cygańskich kart“ o... gwoździe do butów.
Na szczęście ulewa trwała krótko i niebawem wypogodziło się zupełnie, a noc nastała gwiaździsta i wcale ciepła, pomimo leżącego wszędzie śniegu.
Z kolacyą było trochę kłopotu, gdyż brakło soli, którą gdzieś czy zostawiono na postoju, czy zapomniano jej dokupić w pospiechu. Ale znalazła się rada. Był jeszcze spory zapas bulionu, więc po-

133