Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

leciłem ugotować na nim kuleszę, która z dodatkiem słoniny okazała się znakomitą.
Straży tej nocy nie było żadnych, gdyż dookoła rozciągała się pustka nie nachodzona ani przez człowieka, ani przez zwierzęcia. W dobrze okopanych namiotach było przyjemnie ciepło, więc dokładnie wypoczęci i wyspani, wstaliśmy dnia następnego nie zbyt wcześnie, gotując się do dalszej drogi w lasy nad Anieskim potokiem i dalej do małego rumuńskiego miejsca zdrojowego Siedmiogrodu: Sant Georg. Po pogodnej i cieplej nocy, nastał ranek niepewny, a niżej nas przewalały się co chwila ciężkie deszczowe chmury, nie mogąc znaleść wyjścia z kotliny, otoczonej zewsząd skalnymi żebrami Petrosula i sąsiedniej niższej braci.
O godzinie siódmej wezwała już trąbka do pochodu.
Trzeba było, idąc wciąż lekko pod górę na południe, minąć jałowe, niegościnne piargi Riebriego, aby następnie przebywszy dosyć wysoką przełęcz, wejść na trawiasty grzbiet górski, biegnący ponad pierwotną puszczą u źródlisk Anieskiego potoku.

Zupełnie niespodzianie ujrzeliśmy tuż pod przełęczą na obszernej łące, przylegającej do śniegowego poła, na którego powierzchni widniało małe oko przykrytego zimowym całunem jeziorka, duże stado

134