Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Minęły prawie dwie godziny bardzo szybkiego pochodu, zanim stanęła drużyna w miejscu, gdzie dwa ramiona Anieskiego potoku zlewały się w jeden potężny, bogaty w wodę i rwący strumień. — Sama dolina stanowiła wązką szyję o stromych zalesionych zboczach, spadając lekko ku południowi na przestrzeni przeszło piętnastu kilometrów. Znowu nadzieja rychłego spoczynku pędziła naszą drużyną w wyścigowym wprost tempie naprzód, że nie sposób jej było zatrzymać. Po krótkim więc wypoczynku i posiłku w przydrożnej chacie dobiliśmy wczesnym jeszcze wieczorem do osady Dombhat nad rzeką Nagy Szamos, u stóp Magury, której regularny, lesisty stożek strzelał łysym szczytem na wysokość z górą tysiąca metrów od razu bez żadnych przejść z obszernej i równej doliny.
Za kwaterę posłużył nam miejscowy zajazd, w pięknem położeniu u ujścia Anieskiego potoku do Szamosu.
Wieczerza była wspaniała w postaci mleka i jajecznicy z ośmdziesięciu kilku jaj (więcej nie było), a jeszcze wspanialszy nocleg w dwóch czystych i dużych pokojach.
Droga do Sant-Georg (Olahsantgyörgy), dokąd ruszyliśmy na drugi dzień rano, prowadziła gościńcem wciąż wzdłuż Nagy Szamos, piękną rozległą

140