Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem przeciągająca burza dotknęła nas z lekka, a obfity deszcz znacznie ochłodził powietrze, ruszyliśmy dalej ku bliższym już lasom. Szliśmy wygodną, chociaż gubiącą się co chwila, ścieżką aż na przełęcz, skąd już jak na dłoni widną była cała dolina, wraz z rozrzuconymi po niej chatami Kolibiczy.
Zmrok już zapadał, gdyśmy zeszli nad rzekę, kierując się ku obejściu leśniczego pana Gerosa, do którego dał nam list doktor Pawel z Sant Georg.
Przyjęci na noc, rozłożyliśmy się pokotem na przygotowanych posłaniach w niewielkim pokoju i po wcześnie spożytej wieczerzy zasnęliśmy smacznie.
Przez cały dzień następny zostaliśmy w Kolibiczy, spędzając czas na przechadzkach po najbliższej okolicy, kąpieli przy wodospadach rzeki, zwiedzaniu pięknego gospodarstwa pszczelnego gospodarza, kończąc w ten sposób „tłuste dni“ Sant Georg i Burgo Prund.
Rozpoczął się już czwarty tydzień naszej włóczęgi, zapasy finansowe były na ukończeniu, trzeba więc było pomyśleć o odwrocie. Obraliśmy po walnej naradzie drogę przez przełęcz Bestriczory w dolinę rzeki Dorny, a następnie przez rumuńską osadę Pojana-Stampi do wielkiego zdrojowiska na Bukowinie: Dorna Watra.

147