Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

złożystym jarem, wyżłobionym przez potok, którego źródła były tuż pod naszą przełęczą. Z wyszukaniem miejsca na nocny obóz był jednak kłopot, gdyż nigdzie nie było nawet tyle płaskiej przestrzeni, aby rozbić choć jeden namiot. Już zdecydowałem się zamiast dwóch, rozbić cztery mniejsze namioty niezbyt od siebie daleko i wzmocnić tylko straże, gdy nagle ujrzeliśmy na sterczącym nad potokiem cyplu drewnianą dużą chatę. Leśniczówka to być nie mogła, gdyż za głęboko było to już w górach, więc przez myśl nam przemknęło, że to znów może jakaś tajemnicza chata, jak ta w Lemskiej puszczy.
Pokazało się jednak, że to było schronisko turystyczne w drodze na Bestriczorę, o którego istnieniu nie wiedzieliśmy wcale, gdyż widocznie nowe, nie było jeszcze znaczone na mapach.
A więc szczęście prześladowało nas stale!
Była dopiero godzina czwarta po południu — więc nie spiesząc się wcale, poczęto się krzątać około przygotowania noclegu, gromadząc drzewo na opał i wyścielając czetyną i słomą, której dwa okłoty znalazły się wewnątrz, obszerne tapczany, wystarczające dla całej drużyny.
Noc była spokojna, pogodna i ogromnie ciepła. Po kolacyi więc, która była dosyć wcześnie, nie poszliśmy spać od razu, lecz jedni siedząc na przy-

149