Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

zbie omawiali zdarzenia kończącej się już wycieczki, drudzy błądzili tu i ówdzie obok schroniska, Josio, jak zresztą na każdym postoju, prał w potoku bieliznę, zapraszając wszystkich do pomocy, Staszek-hucuł po raz może dwudziesty odczytywał w skupieniu kawałek zdobytej w Burgo-Prund gazety z inseratami, ryskalida łatał ubranie, Janek znawca Ido, naciągał kogo tylko mógł, a najchętniej hucuła, który to znosił ze stoickim iście spokojem...
Czerwony odblask nieba wskazywał, że niebawem wejdzie księżyc i przepoi seledynowym blaskiem poważne, milczące lasy, nieśmiało tu i ówdzie sterczące krzesanice i potok, który jedyny w tej ogólnej ciszy rozbrzmiewał swą pieśnią pełną młodości i siły. A wówczas zbudzi się ten jar i uśmiechnie na chwilę, krótką chwilę i wszystko narzuci na siebie płaszcz niezrównanych półblasków, sennych iskrzeń i barw wziętych z zaświatów.
Stałem wraz z Ceśkiem puszkarzem na samym skraju cykla nad potokiem, czekając rychło li stanie się przed nami cud, jakim jest zawsze w górach noc księżycowa, Ale przeciwległe wzgórze było snać za wysokie. Już najwyższe świerki nad chatą poczęły tajemniczo blednąć od czubów, odcinając się ostro od czarnej masy niżej rosnących towarzyszy, ale tajemnicze to światło błądziło tylko po szczytach

150