Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

, którą teraz puszczono w ruch wobec mojej już bezradności. Nie zważano nawet na potok rozdzielający grających i rozpaczliwe okrzyki kucharza, dbałego o całość ogniska i herbaty. Są, pomyślałem, rozmaite choroby nagminne, uporczywe i nieuleczalne, ale ta chyba niema sobie równej. Wybierać się na cztery tygodnie na włóczęgę po zupełnych bezludziach, być zmuszonym nosić na plecach po kilkanaście nieraz godzin dziennie ciężar niemal ponad siły, a mimo wszystko pamiętać o footbalowym trenningu, do tego trzeba już koniecznie być nałogowym! Ale, jeżeli miałem dotychczas jakieś obawy, czy wszyscy podołają trudom wyprawy, to prysły one z tą chwiłą Jeżeli po dziesięciogodzinnym marszu górskim na przełaj, pomyślałem, możecie prawie bez wypoczynku grać zaraz potem w piłkę nożną, na karkołomnym w dodatku terenie, to mogę już spać spokojnie. — Wytrwacie do końca!...
I szła już partya piłki i przed herbatą i podczas herbaty i po herbacie aż do zmroku. Straży postanowiliśmy nie rozstawiać tej nocy, obóz był bowiem jakby warowny, odludzie zupełne, a zwierzyny w tych lasach nie wiele i nie szkodliwej zwłaszcza w lecie. Do ogniska tylko włożono kilka grubych polan, aby się tliły przez noc i na rano był już gotowy żar do ugotowania śniadania. Dolina

26