Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

członek naszej gromady, Janek, przedstawiciel władających międzynarodowym językiem „Ido“.
Chodził on od jednego do drugiego, pytając się wciąż w kółko, po dziesięć razy każdego: aestimata signoro, kat tu comprenas Ido linquo?!“ co według niego miało znaczyć: „Czy mówisz pan po idońsku?“ Ale, że każdy odpowiadał mu na to mniej lub więcej dobitnie w swoim własnym macierzystym języku, nabrał głębokiego przekonania, że w naszych dalszych wędrówkach, będzie jedynym tłumaczem między nami, a madyarami lub rumunami, z którymi mieliśmy się odtąd wyłącznie spotykać. Co do Sasów siedmiogrodzkich, to mniej był pewnym ich lingwistycznych pod tym względem zdolności, natomiast wspólnie z resztą towarzyszy wyrażał pewne uzasadnione obawy co do możności porozumienia się wogóle z tymi przybyszami z zachodu.
Uzupełnienie obiadu było niebawem gotowe, załatwiono się zaś z niem tem pospieszniej, że mimo wciąż niepewnej pogody, — Chomiak odsłonił się już zupełnie, i trzeba było ten czas wykorzystać, aby mieć ze szczytu jaki taki przynajmniej widok. Wycięta w kosówce ścieżka była wyraźna i bez żadnych zboczeń, pozostałem więc sam na straży złożonych w schronisku naszych pakunków, w których i tak już nic nie było wobec naszych apety-

42