Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

może... może... nawet szabasowe bułki, lub placki z cebulą... Ha... jak bal to bal! Śniadanie, objad, podwieczorek, kolacya... Żyjemy dzisiaj jak króle.
Wysunął się więc rychło naprzód Janek, wielki znawca Ido i w postawie pełnej gracyi, o ile mu nato zabłocone kute buty i zmoczone po kolana ubranie pozwalały, zagadnął siedzącą na progu właścicielkę o silnie czerwonych oczach, zajętą właśnie „podejmowaniem zgubionego oczka“ w robionej pończosze, słowami, które umieliśmy już wszyscy na pamięć:
— Aestimata signoritta, kat tu comprenas Ido linquo?...
...Chwila milczenia, potem zagadnięta tak znienacka „signoritta opuściła powoli ręce z pończochą na kolana. i... w najczystszym żargonie dała się słyszeć jakaś odpowiedź od... „cholery“...
Skonsternowany tem Janek, zwątpiwszy w powszechność międzynarodowego języka, zrejterował czemprędzej na flanki, a już cała nasza gromada wtłoczyła się do zastawionej gratami izdebki, porozumiawszy się wprzód od razu w zwykły sposób, że będziemy tu mogli dostać „wszystko“.
Prędko jednak zabrakło słodkiego mleka, więc dolewano kwaśnym; chleba natomiast i szabasówek było pod dostatkiem.

46