Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

widząc nas zanadto rozbawionych i w różowych humorach, podejrzywali o oddanie zaraz na wstępie hołdu węgierskim winnicom, bo nie odpowiadali po największej części, lub uśmiechali się tylko znacząco, jakby chcieli powiedzieć:
— Prawda jak świat cały można roztańczyć za kilka marnych miedziaków?
Gościniec prowadził wciąż silnie w dół, wyraźnem wcięciem, mając zrazu po obu swych bokach starannie utrzymane szpilkowe lasy, które jednak szybko oddaliły się na znaczną odległość, a miejsce ich zajęły łagodnie wygładzone wzgórza z rozrzuconymi po nich obejściami.
Po godzinnym niespełna pochodzie od minięcia tatarskiej przełęczy, zagrody poczęły być częstsze i coraz wyraźniej gromadziły się w dole przy gościńcu, co było znakiem, że dochodziliśmy już do pierwszej po drugiej stronie Karpat leżącej osady Zimiru. Wkrótce też rozstąpiły się nagle wzgórza zamykające dalszy widok, a przed nami rozciągała się szeroka dolina Laszczynieckiego potoku, który łącząc się pod Körösmezö z Czarną Cisą, tworzy już właściwy strumień tej rdzennie węgierskiej rzeki.
Upał, który dokuczał od samego rana, sprowadził burzę, ale cała nawałnica szła ku Polsce, ciągnąć za sobą całe zwały ciężkich, ciemnofioleto-

54