Albo też drugą naszą ulubioną pieśń studencką:
Studentem jestem ja,
Wszak o tem dobrze wiecie,
Znajomi tu, znajomi tam,
Znajomi w całym świecie.
Reklamą moją paski te,
Co na kołnierzu noszę
I to na czapce złote „G“
I te rękawy w klosze...
A że śpiew nasz był nietyle artystyczny, co głośny, zbieraliśmy po drodze coraz to liczniejszy orszak gapiów, i z tak zdobytym w ten sposób ogonem weszliśmy na żelazny most nad Cisą tuż przy rynku.
Trąbką sygnałową dałem rozkaz „stać“.
Trzeba się było oglądnąć za kwaterą, gdyż zbliżała się już nasza zwykła pora obiadowa, a nadto należało pomyśleć o zrobieniu zakupów na dalszą drogę.
Obok mostu, w miejscu, gdzie łączą się dwa potoki we właściwy strumień rzeki, widniała szeroka brama jakiegoś zajazdu, więc tam skierowałem naszą gromadę, otoczoną już szczelnie pierścieniem ciekawych. W całej jednak „restauracyi“ tego gościnnego zakładu, można było dostać tylko sardynki i salami,