Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

wieczora przerwał grę i przywrócił normalną komunikacyę na rynku.
Pora kolacyi na chwilę tylko zgromadziła znowu wszystkich w zajeździe, gdyż wieczór był ciepły, a izbę trzeba było i tak na noc przygotować i po wyniesieniu stołków i ławek wymościć sianem. — Ponieważ zaś ostatni punkt naszego na ten dzień programu obejmował jeszcze „wieczorną serenadę na moście“ więc z wielkim trudem już dobrze po godzinie dziesiątej udało mi się wreszcie napędzić wszystkich do kwatery.
Wstaliśmy dosyć wcześnie, lecz nie wyruszyli zaraz w dalszą drogę, gdyż zamówionego prowiantu nie przyniesiono jeszcze z piekarni. Kończono tymczasem ostatnie przygotowania, gdyż ta część wyprawy, która nas obecnie czekała, była i terenowo trudniejsza i dłuższa, a nadto prowadziła szlakiem prawie zupełnie odludnym, więc nie mogło niczego braknąć i nie wolno było zapomnieć o żadnym drobiazgu. Krzątano się więc gorączkowo, porządkowano plecaki, aby było w nich dosyć miejsca na żywność, której musieliśmy zabrać ze sobą na tydzień, naprawiano odzienie, uzupełniano gwoździe w butach, ostrzono ciupagi i topory....
Zwolna zamówiony dnia poprzedniego prowiant, zaczął napływać na kwaterę i to w takiej ilości, że

62