Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

zmuszały tak do poważnych wysiłków fizycznych, jako też do odnajdywania w sobie drzemiących gdzieś, niećwiczonych, a wielkich sił samopomocy.
To były zasadnicze teoretyczne założenia, których rozwiązanie miała dać urządzona wycieczka.
Co do forsownych marszów nie miałem żadnej obawy. Kilkunastoletnie doświadczenie nauczyło mię, że jesteśmy wszyscy znakomitymi piechurami. Widocznie w krwi naszej istnieją odziedziczone następstwa maratońskich wysiłków naszych ojców i dziadów, którzy z narodowego obowiązku stawali jeden przeciwko stu, a zmożeni lecz niezwyciężeni, szukali swobodnego oddechu po najdalszych krańcach Europy.
Inaczej ma się rzecz ze zdolnością samopomocy. Pod tym względem mieliśmy zawsze wielkie braki. Dlatego też postanowiłem w całej konstrukcyi wycieczki atakować przedewszystkiem tę najsłabszą stronę możliwie silnie i możliwie długo. Mieliśmy więc w zasadzie prowadzić życie ściśle obozowe, schodząc do zamieszkałych okolic tylko w razie wyczerpania się zapasów żywności. Dlatego też teren objęty wycieczką stanowiły najmniej zamieszkałe i najmniej zwiedzane łańcuchy górskie wschodniego kąta Galicyi, Bukowiny i Siedmiogrodu. — Brak gościńców, dróg, a nawet ścieżek, ogromne,

4