dziły się na uboczu, coraz się bardziej rozpływając w błękicie.
Miałem pierwotnie zamiar iść z klauzury na czyste południe ku połoninie Stina pod Łopuszańskim płajem, łączącym Szesę (1564) z Pietroszem (2022), aby tam przenocować i dopiero dnia następnego wybrać się na szczyt Pietrosza. Wobec tego jednak, że po godzinnym wypoczynku i obfitym posiłku, drużyna, mimo wielkiego obciążenia, nie okazywała prawie żadnego zmęczenia, zmieniłem pierwotny plan i postanowiłem próbować dziś jeszcze dojść do połonin pod Pietrosulem (1848), skąd już w jakie dwie godziny najwyżej, można być na szczycie Pietrosza. Pogoda była wciąż wprawdzie niepewna, ale narazie cieszyliśmy się słońcem i przyjemnem, bynajmniej nie dokuczliwem ciepłem. Zresztą było dopiero południe, a słońce nie zachodzi w lipcu tak rychło. Trzeba było dostać się tylko na Hołonczewski płaj i to była najcięższa robota, bo wymagała przejścia przez zupełne bezdroża i wertepy.
Zboczyliśmy więc zaraz za klauzurą na wschód, od razu stromo pod górę na garb, dzielący linję Łopuszanki od linji potoku Studeny.
Nieocenione usługi busoli Bezarda, tu okazały się w całej swej pełni, gdy przyszło drzeć się nam zupełnie pierwotnym lasem, gdzie niszcząca wszystko
Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
68