Strona:Bolesław Błażek - Wakacye pod namiotami.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

tru, ale nie był w stanie rozgrzać zziębniętych. — Pełny kocioł gorącego rosołu zniknął w jednej chwili, nastawiono więc czemprędzej drugi, a tymczasem grzał się każdy jak mógł, by jak najdłużej zatrzymać zdobyte ciepło.
Jedni więc biegali dookoła namiotów, drudzy robili zawzięcie przysiady, inni wreszcie produkowali cały znany im repertuar ruchów gimnastyki szwedzkiej, lub mocowali się z takim zapałem, jakby chodziło o zdobycie mistrowstwa Europy przynajmniej.
Wlokły się w ten sposób długie godziny nocy bez żadnej nadziei zmiany na lepsze. Cała energia wszystkich nas wytężyła się w jednym tylko kierunku, aby nie dać się i dotrwać do rana.
Po wypiciu drugiego kociołka gorącej zupy i herbaty, przecież niektórzy poczęli myśleć o spoczynku i schronili się pod namioty, nawołując resztę, aby ułożyć się możliwie blisko siebie i w ten sposób wzajemnie ogrzewać. Zostało jeszcze jakie dwie godziny nocy, więc może przecież uda się zachwycić choć trochę snu i wzmocnić na dzień następny.
A jeśli zamarzną wszyscy w namiotach?
Dwie godziny, myślałem, lub choćby i trzy, to za krótki czas, a wtedy wstanie już słońce i roz-

83