Strona:Bolesław Limanowski - Komuniści.djvu/107

Ta strona została przepisana.

Uczucie silne wiary przetrwało w sercu Campanelli aż do samej śmierci. Nic nie zdołało jej osłabić: ani śmiały umysł sięgający do samego nieba jak Prometeusz, ażeby ztamtąd wykraść iskrę, któraby rozjaśniła wszystkie ciemności; ani okropne męczarnie, w których łamało się jego życie. Czasami wątpliwości albo cierpienia wyrwały z ust jego bluźniercze słowa, lecz w tejże chwili z pokorą uchylał czoła przed majestatem boskim.
Stworzył Bóg świat mądrze i w nieskończonej dobroci, — powiada Campanella w sonecie o Opatrzności, — ale czyż miałby oddać rządy nad światem innemu Bogowi? Zkądżeby bowiem złe miało istnieć na świecie, zkądżeby źli mieli się cieszyć a dobrzy cierpieć? Czyż Bóg zestarzał lub się zaniedbał, spuszczając się na innego? Nie, Bóg jest tylko jeden. On położy kres nieporządkom i wskaże nam przyczynę ukrytą wszystkiego co jest złe.[1] Znowu w jednej z kancon, pod wpływem cierpienia i smutnego uczucia, iż życie zmarnowanem zostało, zapytuje Boga, zkąd pochodzi ta niesłuszność, jakiej doznaje, i bluźnierczo woła: „Braknież li ci rozumu albo też potęgi?“[2] Bluźnierstwa nawet te bądźcobądź dowodzą silnej wiary. „Wszechmocny Boże! — woła poeta — męczennik, — pomimo że niewzruszone prawo przeznaczenia i długie doświadczenie bezskuteczności modlitw, które zanoszę do Ciebie, a które zawsze spełniasz wbrew moim błaganiom, odpychają mnie od Ciebie, ja, widząc, iż niema dla mnie zkądinąd pomocy, wracam uporczywie do Ciebie. Jeżelibym mógł znaleść innego Boga, to do Niego, tak, — do Niego zwróciłbym się. I niktby nie miał prawa nazwać mię bezbożnym, ponieważ zwróciłbym się do tego, któryby był życzliwszy i nic odpychał mnie od siebie jak Ty. Łaski, Panie, miłosierdzia, miłosierdzia! ponieważ wpadam już w obłęd. Zlituj się nademną, dopóki świątynia rozumu nie stanie się przybytkiem szaleństwa.“[3]

W XVI. jeszcze stuleciu klasztory świeciły nie samą tylko wiarą, ale i wiedzą. Scholastyka, która sprzęgła wiarę i wiedzę, nie przestała jeszcze panować. Szczególnie odznaczały się nauką dwa współzawodniczące z sobą w dziedzinie filozoficznej zakony: dominikanów i franciszkanów. Zakon dominikański szczycił się Św. Tomaszem Akwitańskim[4] i Albertem Wielkim; zakon franciszkański Dunsem Scotem i Occamem.

  1. Oeuv. ch. de Camp. str. 152.
  2. Tamże. str. 119.
  3. Tamże. str. 117.
  4. Przypis własny Wikiźródeł Błąd autora. Mowa jest tutaj o Tomaszu z Akwinu, a nie z Akwitanii.