się zdawało, całej prawdy, zwlekał sprawę, dręcząc okrótnie swe ofiary w nadziei, iż męczarnie wydrą nareszcie podejrzywaną tajemnicę. Campanella jako największy winowajca najwięcej tez był udręczony. Obwiniano go o wszystko: o rokosz, o ateizm, o herezyją, o stosunki z nieczystą siłą. Tak opowiada sam nasz filozof o męczarniach, jakie mu zadawano: „Byłem zamykany w pięćdziesięciu więzieniach i siedem razy brano mnie na najokropniejsze tortury. Ostatnia trwała 40 godzin. Skrępowanego mocno powrozami, które wjadały się w kości, zawieszono mnie z rękami uwiązanemi na grzbiecie nad ostrym kołem, który rozdzierał me ciało i wytoczył z dziesięć funtów krwi. Po czterdziestu godzinach, gdy sądzono, żem już umarł, zakończono me katusze. Jedni z obecnych męczarni mojej wymyślali na mnie i, ażeby zwiększyć me cierpienia, wstrząsali powrozem, na którym zawieszony byłem: drudzy szepcząc wychwalali męstwo moje. Nic mię nie wzruszyło, i nie zdołano wyrwać ani jednego słowa z ust moich. Uleczony nareszcie jakimś cudem po sześciu miesięcach choroby, zostałem wtrącony do lochu. Piętnaście razy stawiano mię przed sądem.“[1] W drugiem znowu miejscu powiada Campanella: „Oto dwanaście lat jak cierpię i wszelkiemi sposobami objawiam mą boleść. Członki moje umęczono 7 razy. Głupcy złorzeczyli mnie i szydzili ze mnie. Odmówiono słońca moim oczom. Mięśnie moje podarto, kości połamano, ciało poszarpano. Legowisko moje twarde, przykuto mię, krew moję rozlano. Byłem wystawiony na okrótną trwogę. Pożywienie moje niedostateczne i zepsute.“[2] „Życie to boleśne, — woła poeta ze swego więzienia, — tysiąckroć gorsze od śmierci, jest od tak dawna zagrzebane, że liczę siebie do pokoleń zgasłych.“[3]
Straszne te jednak cierpienia, których opis znajdujemy i u spółczesnych pisarzy, nie zdołały złamać ducha Campanelli. W jednym z sonetów maluje on sam własne usposobienie.
„W kajdanach i swobodny, sam chociaż nie samotny, jęczący i spokojny, zawstydzam moich wrogów. Jestem szaleniec w oczach pospólstwa a mędrzec przed Bogiem.
„Uciśniony na ziemi wzlatam do nieba — z ciałem zgnębionom i duszą jasną. I gdy ciężar nieszczęść zanurzy mię do otchłani, skrzydła mego ducha wznoszą mię ponad poziom świata.