pożądanym (Vous êtes le bien venu), nic Mu nie zabraknie, biorę Go pod swoje opiekę; używaj Pan spokoju i nie troszcz się o przyszłość.“[1]. Król wyznaczył mu 150 liwrów miesięcznie na utrzymanie; papież zaś przez kardynała Mazariniego obiecał również wypłacić mu potajemnie to, co dawał w Rzymie, zobowiązując go przytem, aby nic nie ogłaszał drukiem bez jego wiadomości.
Był to warunek uciążliwy dla starca. Tyle lat więziony, tyle lat mając związane ręce, teraz pragnąłby wynagrodzić tę stratę i sam osobiście przekonać się o wrażeniu, jakie sprawiają jego pisma. Campanella od lat najmłodszych chciwie pragnął sławy, i takim samym widziano go u schyłku życia. Drukowanie dzieł własnych pochłania teraz, rzec można, całą jego działalność. Wszystkie listy są pełne szczegółów tej jego czynności. Dla niej, nie zważając na wiek swój, odbywa podróże. „Wczoraj, pisze do Peiresc’a 16 listopada 1636, — przybyłem do Lugdunu (Lionu), a dzisiaj byłem w drukarni.“[2] Dzieła, które wyszły w czasie jego więzienia, teraz poprawia i na nowo drukuje. Napotyka w tem ustawiczne trudności ze strony Rzymu, a szczególnie ze strony władzy swego zakonu i rządu hiszpańskiego. Zawziętość ich przeciwko Campanelli nie znała granic. Dokładali wszelkich usiłowań, aby dzieła jego umieszczono na indeksie; a gdy Sorbona, kardynał Richelieu i sam papież nie uznali tej potrzeby, wszelkiemi sposobami przeszkadzali rozpowszechnianiu się tych książek. Drugą przeszkodę sprowadza wojna trzydziestoletnia. „Druk wcale nie postępuje, — pisze do Peiresc a 20. października 1638 r. — Niema ani bezpieczeństwa, ani handlu, ani możności drukowania u księgarzy, chyba tylko małych jakich rzeczy. Wojna jest nieprzyjaciółką muz.“[3] I z tego powodu, zdaje się, wyjeżdża do Hollandyi w celu wydawniczym, a nie dla widzenia się z Kartezyjuszem, jak to domyśla się Ludwika Colet. Potwierdza nasze przypuszczenie ta okoliczność, że w Amsterdamie w 1640 r. pojawia się rozprawa o monarchii hiszpańskiej.
Dominikanin, Echard, opisał ostatnie chwile znakomitego filozofa — męczennika. Campanella z trwogą oczekiwał zaćmienia słońca, które miało nastąpić 1. Czerwca 1639 r. i które, podług kombinacyj jego astrologicznych, miało wywrzeć zgubny wpływ na jego życie.