Strona:Bolesław Limanowski - Komuniści.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

ich napojono w latach dziecinnych.“[1] Plato przekonał się dobrze o tem w stosunkach swych z Dyonizyjuszem Tyranem. — Wyobraźcie sobie, że jestem ministrem króla francuskiego i jestem obecny na radzie zwołanej przez monarchę. Wszyscy ministrowie łamią sobie głowę nad tem, w jaki shosób rozszerzyć granice państwa przez zagarnięcie tej lub owej prowincyi. I oto gdy, rozmaite w tym względzie przedstawiono projekty, — podnoszę się z swego miejsca i zaczynam przemawiać za tem, ażeby sąsiadów pozostawić w pokoju, a myśleć tylko o tem, jakby dobrze rządzić w kraju; dla poparcia zaś swego zdania, przytaczam to co się stało u Achorijów. Monarcha tego narodu zdobył raz sąsiednie królestwo; ale wkrótce okazało się, że łatwiej zdobyć aniżeli utrzymać zdobyte. „Co chwila wypadało poskramiać rewolucyję albo posyłać wojska do kraju zdobytego; co chwila wypadało bić się za nowych poddanych albo przeciwko nim. Armija więc stała ustawicznie pod bronią, obywatele uginali się pod ciężarem podatków; pieniądze płynęły za granicę; krew lała się strumieniem, ażeby dogodzić próżności jednego człowieka. Krótkie chwile pokoju również były smutne. Rozwięzłość obozowa zgubnie oddziaływała na obyczaje; żołnierz wracał do domowego ogniska z zamiłowaniem grabieży i śmiałością mordercy, co było owocem wzwyczajenia się do rzezi na pobojowisku.[2] W skutek tego Achorii prosili swego króla, aby zrobił wybór pomiędzy jednem albo drugiem królestwem i wyrzekł się myśli panowania w obydwóch razem. I jeżeli, przytoczywszy ten przykład, zwrócę się do króla, przedstawiając, mu, że wojny wyczerpią skarb i zrujnują naród, a do tego dodam: „panie korzystaj z pokoju, który los szczęśliwy Mu zdarza; staraj się o rozwój wielostronny królestwa Twych ojców; niech zakwitną bogactwo, szczęście, potęga; kochaj swych poddanych, i niech Ci sprawia to radość, że Cię również oni kochać będą; żyj wpośród nich jako ojciec, a nie władaj niemi jako despota; nie troskaj się o cudze państwa, to, które odziedziczyłeś, dostatecznem jest dla Ciebie;“[3] czy dobrzeby przyjęto moję przemowę, kochany Morusie?
— Bardzo źle przyjętoby, odpowiedział zapytany.

— Ale jeszcze nie dosyć. Zaszłaby mowa o środkach napełnienia skarbu. Przedstawianoby w tym przedmiocie rozmaite pomysły, a przytem wygłaszanoby zdania niedorzeczne. Naprzykład: „Boga-

  1. Th. Mor. str. 45.
  2. Th. Mor. str. 46 i 49.
  3. Th. Mor. str. 50.