usposobienia i dojrzałości narodu. Inaczej wcale mniema Morus. Podług niego, jaka władza, taki naród. „Błogi stan i upadek państwa, powiada nasz autor, zależy od obyczajowości tych ludzi, którzy niem rządzą.[1] „Monarcha jestto źródło, z którego jak potok wylewa się wszystko, co jest dobrego i złego, na naród.“[2] Nic więc dziwnego, że autor Utopii powierza ster państwa prawie wyłącznie władzcom. Przy tem w państwie tem wzorowem bodźcem głównym ludzi stojących na czele nie jest ambicyja, ale dobro ogółu. „Kto zbyt pożądliwie ubiega się o urząd, może być pewnym, iż nigdy nie otrzyma takowego,“[3] powiada autor.
Władcy, a również posłowie do państw obcych i kapłani, wybierają się z klasy uczonej. Stanowi ona niejako wybór społeczeństwa. Przeznacza się do niej ta młodzież, która okaże większy postęp w naukach lub sztuce. Kto ma z młodzieńców należeć do tej klasy, orzekają kapłani, następnie głosują nad tem syphogranci, ostatecznie zaś decyduje cały naród. Dopiero wówczas młodzieńcy ci uwalniają się od pracy ręcznej. Jeżeli którykolwiek z wybrańców nie odpowie wzbudzonym nadziejom, to wraca do stanu zwykłych robotników. Również, jeżeli który z robotników w chwilach swobodnych od pracy wysoko ukształci swój umysł, natenczas uwalnia się od pracy mechanicznej i wchodzi do klasy uczonych.[4]
Morus za przykładem Platona oddaje w państwie rządy uczonym. Wyróżnia w niem tylko dwie klasy, dwa stany: pracujących ręcznie i umysłowo. Zapewne, że taki podział byłby słuszniejszy aniżeli wszelki inny, gdyby uczucie zachowawczości, jakie zwykle się wyrabia w zamkniętych korporacyjach, nie wywierało szkodliwego wpływu na postęp wiedzy, czepiając się mocno przekonań tradycyjnych i z uporem idąc po ubitej drodze. Z tego powodu akademije najczęściej nieprzyjazne są wszelkim systemom, wprowadzającym naukę na nowe drogi. Niezachęcający też przykład przedstawiają w tym względzie Chiny. Tam w XI. jeszcze stuleciu przed. Nar. Ch. zawiązało się stowarzyszenie uczonych, które obdziela cały kraj mandarynami. I jakaż to nauka, której żądają od mandaryna? Ciężka ona, mozolna, ale ogromem swym i formalnością zabijająca wszelką myśl płodną.