Strona:Bolesław Londyński - Błędny ognik.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

krzyczała Cesia, schwyciwszy Józię za sukienkę.
— Ach! — krzyknęła nagle Józia, — patrzcie, ognik! Łzy Cesi obeschły odrazu i stłumiwszy oddech, dziewczynki patrzały w stronę, w którą wskazywała Józia.
W oddaleniu, pomiędzy drzewami, rzeczywiście widać było błyszczący punkcik, który znikał i za chwilę ukazywał się znowu.
— Pójdźmy prędzej, — szepnęła Stefcia, ledwie dysząca ze wzruszenia. Dzieci szybko podbiegły do brzegu lasu i stanęły na lewo od głównej alei, przeprowadzonej do sąsiedniego majątku.
Ognik zbliżał się do nich z niesłychaną szybkością i — rzecz szczególna — przebiegł, zda się, wpoprzek aleję, nie dotykając się ziemi.
— A nuż się przy nas zatrzyma? — rzekła Józia.
Stefcia milczała. Taki gwałtowny przebieg ognika po jednej ścieżce wy-