— Ludzie prości — mówił dalej — nie umieją sobie wytłomaczyć ukazywania się ogni i wymyślają różne głupstwa o nieczystej sile i temu podobne. Ale mam nadzieję, że moje siostrzenice nie będą już nigdy wierzyły w podobne bajki.
— Ja nie będę, rzekła Stefcia, ściskając rękę wuja.
— A teraz idźmy prędzej — rzekł wujaszek Michał, — zaczyna być chłodno i w domu mogą być niespokojni o was.
Tak też było. Gdy się zbliżali do domu, słychać było różne głosy, nawołujące dziewczynki.
— Hop, hop! — głośno huknął wuj Michał, jesteśmy tutaj!
— Hop, hop! — podchwyciły panny.
Niebawem wszyscy siedzieli w jadalni, oświetlonej jasnym płomieniem lampy.
Wujaszek Michał w sposób jaknajpocieszniejszy opisywał wyprawę dziewczynek, a dodał tyle zabawnych szczegółów, że wszyscy za boki brali się od śmiechu.
Strona:Bolesław Londyński - Błędny ognik.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.