Strona:Bolesław Londyński - Historja małej Nefry i jej ulubieńca Pepa.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

ręki ślepca, litościwa mamka siadała przy nim, a dwoje dzieci rozpoczynało jedną z tych nieskończonych gier w piłkę, które sprawiały im wielką radość, lub biegały po ulicach sąsiednich, trzymając się za rękę.
A jednak Pep wyglądał bardzo nędznie. Długi potargany warkocz spadał mu na plecy, a jego wygolona i czarna czaszka wyglądała w słońcu, jak zbyt dojrzały daktyl! Pomimo to, a może i dla tego właśnie, Nefra uważała go za bardzo ładnego chłopca i wcale się z tym nie ukrywała. Żadna słodycz nie wydawała jej się lepszą od wstrętnej mięszaniny, jaką pijała w dni skwarne w towarzystwie Pepa, rodzaj soku z granatów i rodzynków, tłoczonych z kwiatem szafranu i obficie zalanych wodą. Nie mniej jak obrzydliwe placki, smażone na oliwie palmowej i posypane kminkiem, a spożywane wraz z przyjacielem, przekładała nad wszystkie ciastka miejskie. Niekiedy, w gorące popołud-