czynał prosić o wypuszczenie go z domku i nie mógł się uspokoić dopóty, dopóki Zosia nie dała mu swobody.
Wyskoczywszy na drogę, nie tracąc chwili czasu, biegł prosto na łowczych króla i bardzo go to bawiło, że oni chcieli koniecznie go złapać, a wszystkie ich zabiegi były daremne.
Ale pewnego razu udało im się otoczyć biedaka ze wszystkich stron; nie wiedział, jak się wydostać i pod wpływem wielkiej trwogi, przebiegł tak blizko od głównego łowczego, że ten ostatni zranił go zlekka w nogę, wskutek czego niemógł już tak zręcznie biegać, jak przedtem.
Zebrawszy resztę sił, biedny jelonek puścił się prosto do domu. Łowczy konno jechał jego śladem i dopędził go tej samej chwili, gdy ze słowami; „otwórz, siostrzyczko!“ wpadł we drzwi.
Łowczy natychmiast doniósł o wszystkiem królowi, który oświadczył w odpowiedzi, że jutro trzeba zrobić poważną obławę na to osobliwe zwierzę.
Strona:Bolesław Londyński - Jelonek.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.