wał za śladem jelonka, nie bacząc na krzaki i doły. W ten sposób cały dzień zeszedł, a jeźdźcy strasznie byli pomęczeni; co się tyczy jelonka, ten zdawał się być niezmęczonym i zaledwie słoneczko zaszło, natychmiast skierował się w stronę domku.
Król z jednym z myśliwych pomimo znużenia, jechali jego śladem i w tej samej chwili, gdy Zosia wyszła z domku na spotkanie swego wiernego przyjaciela, zrównali się z drzwiami.
Spostrzegłszy nieznajomych mężczyzn w kapeluszach z rozwianemi piórami i z myśliwskiemi tarczami w dłoniach, Zosia bardzo się zlękła.
Król zauważył jej trwogę i starał się ją uspokoić wszelkiemi siłami. Niebawem, dziewczynka ochłonęła nieco z przestrachu, a król zaproponował jej, ażeby została jego żoną.
— Chętnie, — odparła Zosia, — ale proszę mi o pozwolić wziąć i jelonka ze sobą; bez niego będzie mi smutno.
Strona:Bolesław Londyński - Jelonek.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.