Strona:Bolesław Londyński - Pani Kanapka czyli burza w Pacanowie.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Głosy. Nie!... Tak... Wyjdziecie wy ztąd łakomczuchy? Dalej!... Prędzej!
Marylka. (mówi do niewidzialnego tłumu) Panowie tatusie, panie mamusie! I wy mieszkańcy Pacanowa, my mali łakotnisie jesteśmy najwinniejsi. Pani Kanapka zrujnowała się przez dobroć serca!
Głosy. Nie!... Tak!... Och, och!
Marylka. Tak! Przez nas wszystko straciła! My ją pocieszamy i prosimy o przebaczenie. My przyrzekamy, że żadne z nas nie weźmie ciastka na kredyt, odtąd żywić się będziemy befsztykami i bułeczkami.
Głos piekarza i rzeźnika. Bardzo dobrze!
Karolek. Proszę o głos. Ja zawiniłem najwięcej, bo nie dotrzymałem słowa i nadużyłem dobroci pani Kanapkowej. Ukarzcie mnie, ale oszczędźcie biedną staruszkę.
Tadzio. Poproś, żebym ja nie dostał w skórę. Prosimy także o łaskę dla małego Tadzia... Toć to chłopak sześcioletni zaledwie!
Głos Kobiety. Biedny aniołek!
Tadzio. To głos mojej mamusi.
Głos mężczyzny. Jeżeli chcecie zgody, to wpuśćcie jedną mamę.
Pani Kanapka. Wpuść, Faworku!
Marylka. Wybierają mamę.

(Faworek z chłopcami odsuwa barykadę)