Strona:Bolesław Londyński - Tryumf słońca.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

Tego samego zdania był i Król Wichrów.
Po walnej tedy naradzie z kolegą-Śniegem, wzywa do siebie najstarszego i najsilniejszego zarazem syna i rzecze doń w te słowa:
„Niedarmo jesteś Wiatrem Północy, synu kochany! Leć że na Ziemię i zobacz, czy się już Słońce nie wybiera w drogę z pól ziemskich i łanów“.
Wiatr Północy ryknął potężnie i całym pędem sunął ku Ziemi.
Ale cóż ujrzał? Słońce, w przecudnej okazałości, złociło dachy wszystkich domów ludzkich. Ludzie, szczęśliwi i raźni, przechadzali się, gwarząc wesoło za wpływem złotych promieni.
Wiatr Północy, spostrzegłszy, że Słońce nie myśli opuszczać Ziemi, wpadł w złość i z całą furją jął się ciskać po wszystkich drogach miast, wsi i osad. Tu zwalił drzewo, tam zerwał czapkę z głowy przechodnia, tu chwycił kawałek dachu i wraz ze znakiem kupca cisnął