Strona:Bolesław Londyński - Tryumf słońca.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

go o bruk uliczny, a ludzi takiem przejął zimnem i taką wilgocią, że skurczeni jęli wyrzekać, wołając:
„Ach, przeklęte wichrzysko! Czy się djabli żenią“?
Ale wiecznie słodkie i uśmiechnięte Słońce rzekło do Wiatru Północy:
„Ejże, urwisie! Nazbyt hulasz sobie! Świat oziębiłeś, muszę więc teraz podwójnie go ogrzać, by nie zmarzł“.
Widząc Wiatr Północy, że nic nie wskóra, zaklął z wściekłością i wrócił do Króla-rodzica.
„Słońce się rozpaliło nad Ziemią i długo jeszcze wypadnie czekać, zanim ją zechce opuścić“.
— A, kiedy tak! — zawołał wielki monarcha, — to użyjemy przemocy. Biegnijże, synu, do Króla Śniegu i oświadcz mu, że w tych dniach, zgodnie z jego żądaniem, przypuścimy gwałtowny szturm do Słońca. Przy tych zapasach musisz być obecnym, mój zuchu, i stosy, całe stosy Płatków śniegowych muszą pobu-