Strona:Bolesław Londyński - Tryumf słońca.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

się nieraz do nas zabłąka“.
Tak sobie myśląc, Wiatr Północny śpieszył do wspaniałego zamczyska monarchy Śniegu,
Płatki śniegowe siedziały właśnie na pokucie, zmartwione i wzdychające:
„Ach, czy już nas stąd nie wypuszczą? Co roku hulamy sobie po Ziemi, a teraz zamknięto nas bez miłosierdzia“!
Wtem, usłyszały stuk i dobijanie się gwałtowne:
„Ktoby to był taki? Zdaje się, że to wizyta radosna“?
W istocie, do malców wdarł się Wiatr Północy.
— Gdzie rodzic? — zapytał, rubasznie, witając ucieszonych jego widokiem.
Aż oto uczuł mróz lodowy, a gdy się obejrzał, spostrzegł przed sobą monarchę Śniegu.
Na ten widok zgiął się wpół i korny, niski ukłon złożył przed Królem.
— Co cię sprowadza, kochany Wietrze Północy? — zapytał władca spokoj-