Bohaterem opowiadania jest osoba, która ma trochę więcej niż łokieć wzrostu, około 30 funtów wagi i ledwie od półtora roku odbywa doczesną pielgrzymkę. Tę klasę obywateli kraju ludzie dorośli przezywają dziećmi i wogóle — nie traktują jej dość poważnie.
Dlatego z pewną obawą przedstawiam czytelnikom niedużego Stasia i przedewszystkiem proszę ich o cierpliwość. Jest to dziecię tak ładne i czyste, że mogłaby je ucałować każda dama, używająca czteroguzikowych rękawiczek. Włosy ma lniane, oczy duże szafirowe[1], zgrzebną[2] koszulkę i tyle zębów, ile potrzeba do pójścia na własny chleb. Prócz tego posiada kołyskę, pomalowaną w czarne i zielone kwiaty na żółtem tle, tudzież wózek, którego jedyną wadę stanowi to, że każde koło zdaje się toczyć w innym kierunku.
Czułbym się niepocieszonym, gdyby powyższe zalety nie zdobyły sympatji[3] dla Stasia, który, na nieszczęście, obok nich nie posiada żadnej niezwykłej cechy. Staś jest dzieckiem legalnem[4] i nie-