Na drugi dzień zakręcono ostatnie śruby i podniesiono stawidła. Potok wody lunął z szumem na usychające z nudów koła, które zachwiały się i zaczęły obracać. Młyn szedł doskonale!...
Stawiński, aby się nie zdradzić, przyciął wargi, ale mu ręce drżały z radości. Obejrzał wszystko, nawymyślał młynarczykom, a wreszcie zaprosił kowala po pieniądze do chaty i postawił butelkę miodu.
Kiedy wykładał na stół najnowsze papierki, Szarak drapał się w ucho i markotnie uśmiechał. Młynarz spostrzegł to i zapytał:
— A co, synku, jeszcze ci krzywda, żeś mi dwadzieścia i trzy ruble z kieszeni wypłoszył?
— Za takie wyrychtowanie młyna, toby mi się córka od was należała! — szepnął Józef.
— Co?... — krzyknął stary — może wolisz dziewuchę, niż pieniądze?...
— Wolę i to, i to...
Stawiński spojrzał mu bystro w oczy.
— Ale ja za nią teraz gotówki nie dam, dopiero po mojej śmierci! — rzekł.
— Dłużej mnie, niż wam na świecie! — odparł Szarak i pocałował go w rękę. — Bez wyprawy przecie dziewuchy nie oddacie, a mnie już samemu tak nudno, osobliwie, jak zima przyjdzie, że...
Za otwartem oknem mignęła się głowa Małgosi.
— A chodź ino tu!... — zawołał ojciec.
— Ja tam nie pójdę!... — odparła, zasłaniając oczy — niech tatunio sami uradzą!...
Stawiński pokiwał głową.
Strona:Bolesław Prus-Przygody Stasia.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.