do swoich krów! Kładziono wtedy malca do kołyski, i robił się ogromny harmider w domu, aż Kurta szczekał!...
Chłopiec niekiedy stawał na głowie, ale wnet zmiarkował, że pozycja[1] to niewygodna, i że najodpowiedniejsze dla natury ludzkiej jest chodzenie — na czworakach. Dzięki tym ruchom przekonał się, że ściany, krzesła i piec nie siedzą w jego oku, lecz gdzieś zewnątrz, znacznie dalej, niż na długość ręki.
Potężnie wzrastające siły muskularne zmuszały go do wykonywania pewnych prac. Najczęściej polegały one na przewracaniu małego stołeczka, biciu łyżką w podłogę, lub bujaniu kołyską. Ponieważ zaś przez jakiś czas sypiał w niej razem z młodym Kurtą, pies więc, zobaczywszy kołysanie, wskakiwał na sienniczek i rozkładał się, jak hrabia! To bezczelne nadużycie praw doprowadzało Stasia do zazdrości; krzyczał więc dopóty, dopóki psa nie wypędzono i nie ułożono jego samego w kołysce.
Później zaczęto go uczyć bardzo trudnej sztuki chodzenia. Chłopca bawiło to, że się tak wysoko wznosi nad ziemią; rozumiał jednak związane z przyjemnością niebezpieczeństwa i nader rzadko oddawał się jej bez pomocy osób starszych. W takim razie, naprzód — stawał; potem podnosił lewą rękę i prawą nogę, wyginał ją ku środkowi i prawym brzegiem stopy — plusk o ziemię! Następnie podnosił prawą rękę i lewą nogę, wyginał ją do
- ↑ Położenie.