Za trzecią i najważniejszą cechę zbliżającej się wiosny posłużyć może okoliczność, że pewna liczba dojrzałej już kawaleryi stara się odświeżyć i na nowo zawiązać serdeczne stosunki z krawcami, celem nabycia od nich, na słowo honoru, syberynowych i kortowych paltotów, któreby umożliwiły podboje, dokonywane na bonach i niańkach w Saskim ogrodzie.
Dwa te procesa jakiemi są: pozbycie się futra i nabycie paltota, należą do najtrudniejszych ekonomicznych operacyi w życiu kawalerskiem. Dlatego też pożytecznem będzie poświęcić im słów parę.
W tym mniej więcej czasie dobrze wychowany frant poczyna krążyć około drzwi i okien krawca, którego przez całą zimę jak najstaranniej unikał. Dla zwrócenia na siebie uwagi, wspomniony frant głośno gwiżdże najmodniejszą aryjkę; dla okazania zaś swoich świetnych i rozległych stosunków, kawaler kłania się wszystkim przejeżdżającym powozom, naturalnie wtedy tylko, gdy krawiec, jego żona, albo pomocnik obojga stoją w oknie.
Przygotowawszy w ten sposób grunt, kawaler pewnego dnia „najniespodziewaniej“ wchodzi do sklepu i pyta z bardzo roztargnioną miną:
— Panie! czy nie był tu baron Kukalski?
— Nie widziałem! — odpowiada krawiec (lub jego pomocnik), bardziej niż kiedykolwiek zatopiony w robocie.
— A hrabia Dmuchalski?
— I tego nie widziałem.
— A książę Wątróbski?
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.