Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

„Czuję, że lada chwila mogę wyjść z granic umiarkowania, ponieważ dotknąłem kwestyi dla wszystkich psów najdrażliwszej. Postaram się jednak i w niej parę rozsądnych słów wypowiedzieć.
„Kaganiec... cóż to za tortura!... Dopóki ci jej nie wsadzą na nos, masz dobry humor, serce lekkie i ogon do góry zadarty. Ale niechże tylko kaganiec się pojawi... Adiu Fruziu!...
„Ani jeść, ani pić, ani spać, ani szczekać, ani pcheł łapać, — no nic, ale to kompletnie nic przy tej machinie robić niepodobna...
„I dziwić się tu, że postawieni w warunkach takich, opuszczamy uszy, wpadamy w rozpacz i okazujemy niejaką cierpkość w postępowaniu, która w końcu bokiem nam wyłazi, zaraz nas bowiem posądzają o wściekliznę i... jazda za Marymonckie rogatki!...
„Och! jakże jest ciężkie psie życie.
„Gdybyśmy się teraz zapytali, w jakim celu zakładają nam kagańce, odpowiedzianoby zapewne, że w takim, aby dostarczyć zarobku rymarzom i druciarzom. Zapewne! cel to piękny, ale czyż Towarzystwo opieki nad zwierzętami po to zostało zawiązane, ażeby druciarzy i rymarzy protegować?
„Może powiecie nam, że kagańce zapobiegają kąsaniu ludzi przez psy wściekłe? O przewrotności!...
„Którymże to psom bowiem zakładają kagańce? naturalnie tym tylko, którzy mają właścicieli. A jeżeli pies ma właściciela, to czyliż chlebodawca jego nie może zauważyć symptomatów zbliżającej się choroby i bez kagańca?...