Do wszystkich nędz i kwestyj, jakie po dziś dzień rozczulały serca i poruszały umysły poczciwych warszawiaków, przybywa nam obecnie nędza zwierzęca i kwestya zoologicznego ogrodu.
Aby jak najjaskrawszemi barwami odmalować obraz, przeznaczony do rozczulenia miejscowych dobroczyńców, a w ich liczbie i naszych szanownych czytelników, pozwolimy sobie cofnąć się wstecz o rok w niniejszej powieści.
Otóż tedy, mniej więcej przed rokiem, dowiedzieliśmy się z bardzo poważnego źródła, że w Warszawie istnieje zwierzyniec. Chciwi wrażeń wybraliśmy się tam niezwłocznie, a idąc za łaskawie udzielonemi nam wskazówkami, dotarliśmy aż do ulicy Hożej.
Wstępujemy do jednego domu i z najprzyjaźniejszym uśmiechem pytamy:
— Czy tu jest zwierzyniec?
— Tu kołodziej! — odpowiedziano.
— Fortuna kołem się toczy — pomyśleliśmy sobie, dodając, że wypadek ten stanowi pomyślną wróżbę dla zwierzyńca, który już w owych czasach liczył się do instytucyi prywatnych, a zarazem niezamożnych.
Tak medytując, zaszliśmy do innej posesyi, w której zamiast składu zwierząt znaleźliśmy bardzo ładną kolekcyę trumien.
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.
Nędza zoologicznego ogrodu. — O pożyteczności wędrownych odczytów. — Kurczęce nadzieje i wołowe niedogodności. — O nauczaniu rzemiosł. — Czytelnia dla kobiet.