— Ach!... A żniwiarki macie jedno czy dwukołowe?
— Żniwiarki mamy dwunożne.
— Czy w okolicach Warszawy mieszkają czerwonoskórcy?
— Sir, obrażasz mnie... — zawołałem. — Jesteśmy białymi bez żadnej przymieszki; ale rolnicy nasi są tak goli, jak węże, nie mogą więc machin kupować.
— To nie stanowi! — odparł gospodarz. — We wsi Memfis, skąd jestem rodem, czterystu obywateli kupiło sobie na współkę sześć pługów parowych, dziesięć młocarni i kilka tuzinów żniwiarek, któremi posługują się kolejno. Pod Warszawą mogliby zrobić to samo.
— A czy nie kłócą się o to, u którego z nich ma pierwej robić machina?
— Poco się kłócić? ciągną losy. Który z nich wyciągnie pierwszy numer, ten bierze pierwszy. Pod Warszawą mogliby zrobić tak samo.
— Zrobiliby to niezawodnie, ale jak już miałem honor powiedzieć, nie mają pieniędzy.
— Czy gentlemani pod Warszawą nie znają zupełnie monety?
— Owszem, znają, ale jej nie posiadają.
— Więc niech pożyczą. W wiosce Jeruzalem, skąd pochodzi moja żona, dwustu mieszkańców, nie mających pieniędzy, zwołali meeting, zobowiązali się poręczyć za sobą solidarnie i pożyczyli z Filadelfijskiego banku 50,000 dolarów. Dziś każdy z nich ma po 50,000 dolarów.
— A czy wszyscy spłacili swoje długi?
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.