ku Ilustrowanym“ artykuł niejakiego p. Kaszewskiego, wymierzony przeciw językowi francuskiemu.
Będąc człowiekiem dobrze urodzonym i ocierającym się o froterowane posadzki, nie miałem idei o p. Kaszewskim; opierając się jednak na jego pracy, sądziłem, że osoba tej nazwy nie musi posiadać znajomości nadsekwańskiego langażu. Tymczasem, rzecz szczególna! traf podjął się usertitiudować mnie, że tenże wysławia się po francusku dość poprawnie i nobliwie i jako taki mógłby prowadzić dyskurs nawet w dystyngowanem towarzystwie.
Gdyby gminne zdziwienie należało do dobrego tonu, asiuruję, żebym się zdziwił tak ekstraordynaryjnym fenomenem. Na szczęście moja czysta krew, która we mnie płynie, moje stosunki, moja socyalna sytuacya, moje glansowane rękawiczki, moja ciocia szambelanowa i moje lakierowane kamasze uwalniają mnie od podobnej me... me... (nie wiem jak to nazwać), i pozwalają mi fakt kontemplować, zamiast się etonować.
Kontempluję więc.
Czego chce parweniuszowska demokracya od naszego langażu? nie komprenuje! Dawniej pana poznawało się po cholewach, dziś więc, gdy cholewy stanowczo wyszły z użycia, nie rozumiem, dlaczegoby ich językiem zastąpić nie było można?
W tej chwili rapeluję sobie, że p. Kaszewski w pracy swojej powoływał się na względy pedagogiczne. Względy te dla ludzi mego urodzenia, moich stosunków i mojej sytuacyi nie są obce i ja więc powołam się na nie.
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.