zaś fakt podobny będzie miał miejsce, dopóty na cmentarzach naszych spotykać będziemy urny, podobne do hładyszek, kamienie pamiątkowe, podobne do katarynek i geniuszów smutku bez łydek.
O ile wiem, publiczność Warszawska na pomniki wydaje rocznie 60—80 tysięcy rubli; czyż więc nie lepiej by było przelać sumę tę do straszliwie chudych kas naszych artystów rzeźbiarzy? Może lękacie się, aby panowie ci zbyt drogo nie cenili swojej pracy?... Otóż nie obawiajcie się! upewniam was, że przewyżki nie będzie, a jeżeli będzie jakaś nieznaczna, to w każdym razie stokrotnie wynagrodzi ją artystyczne wykończenie pomnika.
Sztuka u nas, prześwietna publiczności, nie tuczy swoich adeptów. Na odpowiednie wynagradzanie ich kraj za mało posiada pieniędzy; pracy jednak artystom swoim dostarczyć może i powinien, tembardziej, że reforma, o której wspomnieliśmy, kamieniarzy nie zgubi, bo ci znajdą setki innych robót, a dla rzeźbiarzy naszych prawdziwą stanie się pomocą.
Wyznaję, że pomysł powierzania rzeźbiarzom roboty nagrobków nie byłby wart złamanego szeląga, gdyby wyszedł z mego warsztatu; ja bowiem ani na rzeźbiarstwie, ani na kamieniarstwie nie znam się. Autorem jego jest pan Cypryan Godebski, który sam zapewne nagrobków wyrabiać nie potrzebuje, lecz który, poznawszy smutne położenie swoich kolegów tutejszych, na ich benefis proekt ten podał do uznania publice.
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.