cokolwiek masło do potraw, to policzy ci za nie tyle, żebyś mógł kupić nie tylko kilka razy większą ilość jeszcze świeższego masła, ale nawet całego wołu ze skórą i kopytami. A jeżeli w dodatku ma panny do usługi, nowe meble w pokojach, tubę w kuchni, raka morskiego w oknie, a cały zakład w środku miasta, to już na potrawach swoich kładzie ceny tak arystokratyczne, że dla pokrycia ich człowiek średnio zamożny wszystkie dochody obracać musi na jedzenie.
Jeżeli spytasz, dlaczego śledź, który za Żelazną Bramą wart jest 5 kop., kosztuje 30 kop. na placu Teatralnym, albo kurczę, wartujące na ulicy dwa złote, na piętrze staje się dwa do trzech razy droższem, odpowiedzą ci, że zależy to od miejsca i firmy. A co nam u licha po firmie i miejscu?... czy jedno albo drugie ulepsza smak lub pożywność potraw, albo da nam jeść wówczas, gdy nie będziemy mieć pieniędzy?
Osoba, która przed kilkom a dniami powróciła z Brukselli, mówiła nam, że w mieście tem za cztery franki (czyli rubla), można mieć obiad, złożony z jedenastu różnych potraw i przystawek, między któremi znajduje się sarnia pieczeń, raki, bażanty, lody, owoce i t. d. Cóż to za kraj błogosławiony owa Belgia! u nas bowiem, zapłaciwszy rubla, człowiek wstaje głodny od restauracyjnego stołu, choć jedynym zwierzem, jakiego tam spotyka, jest wołowa skóra, niezdatna już na obuwie, a jedynym owocem — kartofle po parę razy odgrzewane.
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.