Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

Powiesz mi: Chem! dorosły ja wróbel jestem, poluję nie na takie fatałaszki. Moralizuj ty mego młodszego brata, ale nie mnie!...
A co, figlarzu, może nie zgadłem? Rumienisz się, uśmiechasz... Ja przecież wiem, że tobie zupełnie o co innego chodzi, nie o jakąś tam chustkę od nosa, salopkę, albo sklepik.
Zapewne! operacya, którą masz na myśli, należy do obfitszych i lepiej obmyślanych, lecz na nieszczęście się nie uda. Powiadam ci, że co do niej mam najfatalniejsze przeczucia. Założę się, że cię złapią, będziesz musiał nocować w cyrkule, ukazywać swoją szlachetną i interesującą fizyognomię na licznie odwiedzanych audyencyach sądu kryminalnego, no a w końcu wreszcie niechętna podobnej specyalności prasa, na temat ten wypowie ci mnóstwo niesłychanie nudnych morałów.
Zresztą, drogi przyjacielu, rób jak chcesz, nie myślę cię krępować, abyś nie podejrzywał mnie o brak liberalnych zasad. Proszę cię jednak, racz do mnie w każdym wypadku poufny liścik napisać, w tej epoce bowiem robię nad sobą oświadczenia psychologiczne i pragnę przekonać się, o ile też należy wierzyć przeczuciom!


∗                              ∗

W tej chwili przyszła mi do głowy dziwna myśl, czem też to ludzie rok temu zajmowali się u nas, i które z ówczesnych projektów doszły do skutku?