Otóż aby zrobić im dobrze, ogółowi dobrze i sprytnemu przedsiębiorcy najlepiej — radzimy:
1. Aby jakaś osoba szlachetna, czasowa i pieniężna, wynajmowała od malarzy ich utwory i z takowemi objeżdżała większe miasta prowincyonalne.
2. Aby taż sama lub inna osoba, po wyciągnięciu na tej drodze wszelkich możliwych korzyści, wywoziła utwory powyższe za granicę i takowe sprzedawała; wiadomo bowiem, że obrazy polskich artystów między obcymi cieszą się wcale przyzwoitem uznaniem.
My ze swej strony, przedsiębiorcy podobnemu reklam nie poskąpimy, pod warunkiem jednak, że przyrodnich czy też stryjecznych braci naszych obdzierać nie będzie.
O czem się zawiadamia.
Pewien prowincyonalny redaktor, na parę godzin przed wyjściem swego organu, z najwyższem przerażeniem dostrzegł, że mimo wszelkie gwiazdki, kropki i linijki, wakuje w piśmie jego posada przynajmniej na dziesięć wierszy...
Woła zecerów, roznosicieli, a nawet własną kucharkę i pyta ich: czy kto nie umarł, czy się nie