Zdekonfiturowany redaktor, któremu zdawało się, że na działalność jego patrzy cała Europa wogóle, a prasa warszawska w szczególności, że od treści jego pisma zależy pokój świata, że za każdy zbyteczny lub niepotrzebny wyraz życiem i honorem odpowiadać będzie przed opinią publiczną, rzuca się na pakiet...
Otwiera, chwyta najpoważniejszy dziennik, czyta...
— Żono!... Wielki Boże!
— Co ci jest, mężulku?
— Spojrzyj tu...
Żona, pamiętająca o przysiędze na posłuszeństwo, spogląda i widzi:
„Czytamy w Gazecie Pacanowskiej: Pasternakówka, ta kapryśna rzeczka“ i t. d.
Drugi dziennik powtarza to samo, trzeci znowu to samo...
Po kilku dniach przychodzą pisma prowincyonalne, znowu z wiadomością o stanie Pasternakówki.
Po kilku tygodniach jeden z dzienników stołecznych powtórnie przedrukowuje fakt, dotyczący Pasternakówki, ale już z Tygodnika Ryczywolskiego...
Po kilku miesiącach, redaktor gazety Pacanowskiej przeglądając stare gazety, trafia na dziennik stołeczny i spotkawszy w nim wiadomość o stanie Pasternakówki, przedrukowuje ją także po raz drugi, z następującą uwagą od siebie:
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.