A teraz do ciebie słówko, ukształcona publiczności.
Pytasz się: po co ja to wszystko piszę, kiedy nikt z tego korzystać nie będzie, a nawet nie ma zamiaru?...
Na to odpowiem wam tak:
Czytelnicy dzielą się na trzy klasy.
Najliczniejsi z nich rozumieją mnie wówczas dopiero, gdy im mówię, że ta pani ma ładny biust, lub że tamten pan ma ośle uszy. Tacy, przeczytawszy traktat o oszczędności, powiedzą, żem człowiek: „zarozumiały i niepewny.“
Tym panom życzę zimnej wody na głowę.
Drugą kategoryę stanowią ludzie, którzy od niepamiętnych czasów robili oszczędności, i ci powiedzą: „A co, czy nie mówiłem?... Patrz żono, oto stoi wydrukowane...“ Ci dobrzy obywatele niech wzmocnią się w swojej prawości i niechaj szanowani będą przez innych.
Trzecią, najmniej liczną kategoryę (jeden na 10,000 czytelników) stanowią ludzie, którzy nie raz już chcieli być oszczędnymi, ale... odkładali to do jutra. Otóż jeden z tak przygotowanych powie sobie: „Basta! zaczynam dusić grosze“ — i stanie się naprawdę oszczędnym.
Oto do jakich rezultatów doprowadziła nas kwestya sukien balowych!...
∗ ∗
∗ |
Dama czy mężczyzna, nie wiemy bowiem kto właściwie, zwrócił się do nas z kwestyą następującą: