2. Ciż sami fabrykanci niechętnie w zakładach swych widzą naszą młodzież i, podobno nie dopuszczają jej do posad wyższych.
Nie twierdzę, żeby fakta powyższe powtarzały się wszędzie bez wyjątku, trafiają się one jednak i są niewątpliwie złe. Przyczyn ich, jak już powiedziałem, upatrywać należy w nałogu, tym samym, który nie pozwala „śmietance“ zerwać z francuzczyzną, a drobnym rzemieślnikom przyjmować młodzieży, która po kilka klas skończyła.
Na pociechę jednak ogółu dodam, że stan taki zbyt długo trwać nie może. Dyrektor i inżynier Niemiec, nie jest znowu takim cukierkiem, który nawet jego chlebodawca łatwo strawić może. Niektórzy z nich mniej mają teoretycznego ukształcenia, niż nasi politechnicy, inni są mniej dbali, jeszcze inni dopuszczają się malwersacyi i t. d. W rezultacie zaś zmiana na lepsze jest blizką i konieczną, byle tylko:
1. Ci, którzy już coś umieją, nie stawiali zbyt wysokich wymagań, lecz przyjmowali choćby niższe nawet posady i z niższemi pensyami, niż ich poprzednicy.
2. Byle kraj postarał się już nie o szkołę politeczniczną, ale o wyższą szkołę rzemieślniczą, kilka niższych, tudzież o kilkadziesiąt warsztatów naukowych.
3. Byle w publiczności naszej obudził się większy niż dotychczas zapał do rzemiosł i handlu. To bowiem, co dziś jest, stanowi dopiero próbkę zapału i kończy się zazwyczaj na pogadance piśmiennej lub ustnej.
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.