Nic nie mam przeciwko temu, aby nas odwiedzały znakomitości obce, przy nich bowiem kształcą się swojscy laicy sztuki i smak ogólny; na nieszczęście jednak, owe obce znakomitości nie mają do nas pociągu. Pode drzwiami genialnej (!) Adeliny skamleli nasi melomanowie bez skutku; mniej genialna siostra jej przyjechała wprawdzie sama, lecz kazała sobie płacić po półtora rubla za to, co ludzie we Wrocławiu za 57 kopiejek słyszeli!
Gdyby godziło się w tem miejscu użyć energicznego porównania, to powiedziałbym tak: Obcy nas wyzyskują tyle razy, ile razy im się podoba; gdy zaś który z nich nie ma do tego ochoty, wówczas sami nadstawiamy mu kieszenie, wołając: bierz, jeżeliś łaskaw, tyś taki znakomity!
Smutne stanowisko, z którego bądź co bądź zejść nam wypada. Możemy być biedni, możemy być ciemni, lecz powinniśmy raz uczuć ciemnotę i zachować przynajmniej godność.
— No! no! — ktoś powie — przestań się pienić kronikarzu. Ja czuję swoją godność, a mimo to wiem, że mam pieniądze i mogę używać ich jak mi się podoba. Dla pańskich wypracowań tygodniowych, nie myślę tłumić w sobie gustów estetycznych, bez których społeczeństwo byłoby jeszcze ciemniejsze, niż dziś jest!
— Przepraszam pana, ale argumenta jego nie trafiają mi do serca. Przeciw nim postawię pewnik ogólny ten mianowicie: że gusta estetyczne stanowią tylko malutką część potrzeb ludzkich i społecznych i że nie wolno delektować się nimi tym, którym chleba brakuje.
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.