przecież, moi państwo, wartoby dojść do właściwego poglądu na stosunki, jakie istnieją u nas między instytucyami, a tymi, którym z nich korzystać się dozwala.
Instytucya u nas nie jest bynajmniej sługą, lecz panią publiczności. Pensye na przykład są od tego, ażeby raczyły córki nasze uczyć z książki, nie zaś myśleć o tem: co się mniej, a co więcej przydać może — czy gabinet fizyczny dla uczennic, czy krówka z cielątkiem dla przełożonej? Kasa oszczędności nie jest dla tego, aby ją ludzie na każdym kroku znajdowali (jak to ma miejsce n. p. w Anglii), lecz od tego, aby jej ze świecą po całem mieście szukali i w pewnych oznaczonych godzinach pieniądze do niej wkładali. Rozmaite zakłady nie są dla tego, ażeby szybko interesa załatwiać, ale od tego, aby dać przytułek pewnej liczbie osób, które w innych gałęziach pracy nie znalazłyby pomieszczenia.
Gdyby szatan pychy przestał publiczności mącić w głowach jakiemiś przewrotnemi teoryami, wówczas cieszylibyśmy się z tego, co mamy, na wyzyskiwanie pensyonarek i innych owieczek zapatrywalibyśmy się jak na rzecz arcy-naturalną, a uważalibyśmy się za najszczęśliwszych pod słońcem w tym dniu, w którym ten lub ów członek tej lub owej instytucyi raczyłby nas potraktować, jak to mówią: „przez nogę!...“
Na tym stopniu dojrzałości społecznej, dużo, między innemi, zyskałby i język. Frazes n. p. „znam pana X.“ znaczyłby, że miałem zaszczyt widzieć grzbiet pana X., siedzącego przy stoliku i podziwiać
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.